Leżał w trawie, o mały włos bym go nadepnął
No niezła imprezka była chyba
Spojrzał spode łba nieprzyjaźnie fuknął
Odwal się bucu i spływaj
Ale zawahał się chwilę, a był taki smutny
Z uśmiechem powiedziałem lekko (hej)
Widzę żeś chłopie czymś poważnie struty
Chcesz o czymś pogadać ze mną?
Uniósł przekrwiony wzrok na mnie
Westchnął ciężko i powiedział — siadaj
Nie zdążyłem nawet dobrze usiąść na trawie
A on już opowiadał
Lubiłem oboje to była taka fajna para
Taka włoska, kłótliwa, prawdziwa - wiesz
Ale on zaczął kochać bardziej mnie niż ją — czujesz?
Nie mogłem tego wytrzymać
Później była ona, wariatka, tak całkiem oddana
Budziła się w nocy, pracując do rana
Takie fajne dzieciaki i fajna niania
Czasu nie miała — mama
I małolat niejeden wpatrzony we mnie
Takich to było najwięcej
Czemu muszę być świadkiem
Jak ego im puchnie i zatruwa powoli serce?
I w kółko to samo, Jakby to samo prawo
Działało perfidnie jak klątwa
Czego nie dotknÄ™ Gdzie siÄ™ nie pojawiÄ™
Zostawiam po sobie tylko rozpacz
Nie mogę tak dłużej, coś nie tak jest ze mną
Nie wstanę, tak będę leżał!
ZostanÄ™ tu w trawie i piach mnie przysypie
Nie będzie już więcej nieszczęścia
Zostaw mnie więc, chcę umrzeć samotnie
Niech zaginie o mnie pamięć wszelka
Dość już napsułem, nic tu po mnie
To koniec, odchodzę, żegnaj!
Oczy mu się zaszkliły, sam się wzruszyłem
Poklepałem gościa i gadam
Stary, ty jesteÅ› dobry i masz dobre serce
To ludziom po prostu odwala
Rozkleił się całkiem, podniosłem go z ziemi
I wziąłem jak dziecko na ręce
Na pewno gdzieÅ› mieszka, ktoÅ› na niego czeka
Więc odniosłem go na miejsce
Choć raz w życiu miał szczęście
Bo szarpią go ludzie bezwzględnie
Gdy leżał wyglądał tak biednie
Odniosłem sukces na miejsce
Ja to w życiu mam szczęście
Uczciwy znalazca jest ze mnie
Trafił ot tak w dobre ręce
I Sukces odniosłem na miejsce