Grawita lyrics

by

303


Podążam, zdaje się, -kolwiek ku górze
By rozbić pod szczytem namiot swych złudzeń
Obóz czwarty w drodze na pik
Gdzie byli już wszyscy, choć nie był nikt

Gdzie zastanie świt, tam wikt i opierunek
Gdy szlak zostawia znak, przykładam opatrunek
Gdy zakładam ślad, tak obieram kierunek
By wbić czekać we frasunek i nie czekać na ratunek
Znikąd



Zaliczam wahadło
Zliczam godziny
Wybija jaskółka i ja się wzbijam
Z nadmiarem liny do lotu



Mówiła mi matka- synu, z umiarem
A oszczędzisz sobie kłopotów
Mówiła, że życie jest darem
Z żalem, że z żarem to sobie wmawiałem

Przez lata, aż nastały zimy
Którym wpadłem w szczeliny i chłodne objęcia
Coraz mniej mam do przejścia, po tylu przejściach
Czuję ból nie tylko w mięśniach



Długoż trwałem w Kominie Pokutników
Na Kazalnicy rzeźbiąc w skale swych nawyków
Aż odpadłem od ściany w chwili zwątpienia
Przytłoczony prawem powszechnego ciążenia

Tonący i brzytewki się chwyci
W ambrozji erozji dojrzewają erudyci
Którym niestraszny zdaje się być każdy crux
Mimo że większość dróg to był czysty fuks



Zabieram doświadczeń bagaż
Gdy zima czyna przysparzać
Zdobiąc trawersy w wersy i szadź
Rosnę jak ona, nie z wiatrem, a pod wiatr


Lawiny winy
Wyrzutów sumienia
Schodzą nie bez przyczyny
I są nie bez znaczenia

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Copyright © 2012 - 2021 BeeLyrics.Net